PL RU EN

Babcia Marta – układanie puzzli

Babcia_Marta_z corka_siostrzenica
Babcia Marta z córką i siostrzenicą, źródło: zbiory prywatne.

Blog Metropolitanka zaprasza do opowiedzenia historii Trójmiasta i regionu pomorskiego z perspektywy kobiet, także tych zwyczajnych, nieznanych. Nigdy nie miałam okazji poznać mojej babci Marty, która urodziła się na Kociewiu na początku XX wieku. Odwiedzam tylko jej grób na cmentarzu Srebrzysko. Zmarła w listopadzie 1961 roku.

Autorka: Małgorzata Smyl

Babcia nie przekazała swojej córce prawie żadnych pamiątek, nie opowiedziała rodzinnych historii. Nie miała na to czasu, nie przywiązywała do tego wagi, a może nie było bezpiecznie opowiadać o niektórych wydarzeniach…?

Stopniowo zaczęłam sama układać historię jej życia. Moje opowiadanie o babci to wynik spotkań z różnymi ludźmi i tekstów literackich, które poznawałam, pracując w Bibliotecznym Ośrodku Informacji WiMBP w Gdańsku.

Wyjechałam z rodzinnego miasta na studia do Torunia. Znalazłam stancję u starszej pani, blisko centrum. Zostałam zaakceptowana jako lokatorka tylko dlatego, że byłam gdańszczanką. I to był pierwszy kawałek mojej układanki – historii babci i miasta, w którym zamieszkała jako młoda dziewczyna. Pani Maria, właścicielka stancji, urodziła się w Gdańsku na początku XX wieku w polsko-francuskiej rodzinie. Przez pięć lat słuchałam opowieści o Gdańsku, szczególnie tego z okresu międzywojennego, o klasie, w której obok Polki i Niemki uczyła się Żydówka, a obok katoliczki siedziała protestantka. W Toruniu po raz pierwszy usłyszałam pojęcie Danziger [1], pani Maria tak właśnie nazywała mieszkańców przedwojennego Gdańska. Nie był dla niej istotny podział na Polaków i Niemców.

Nie zabrakło także historii o zmianach, które następowały wraz z hitlerowską propagandą. Wskutek rozmaitych szykan rodzina pani Marii przeniosła się przed wybuchem II wojny światowej do Torunia. Ona sama wracała jeszcze do ukochanego Gdańska. Podczas jednej z powojennych wizyt widziała nocne niszczenie i wywożenie nagrobków z likwidowanych cmentarzy przy Alei Zwycięstwa. Zgodnie z komunistyczną propagandą, odwiecznie polskiego Gdańska, w latach 60. i 70. XX wieku zacierano wszelkie ślady po jego przedwojennych mieszkańcach i mieszkankach.

Po studiach podjęłam pracę w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gdańsku. Kilka lat pracowałam w Bibliotecznym Ośrodku Informacji, między innymi opracowując biogramy i bibliografię pisarzy do internetowego Słownika pisarzy Wybrzeża. W 2004 roku poznałam Marię Odyniec i jej twórczość. Opowiedziałam o tym w innym tekście na blogu Metropolitanki („Maria Odyniec – wspomnienia znad morza i nie tylko). To był mój drugi element puzzli.

Od 2005 roku wraz z kolegami z Bibliotecznego Ośrodka Informacji podjęłam poszukiwania literackich obrazów Gdańska do adnotowanej bibliografii Gdańsk w literaturze. Dzięki temu znajdowałam i układałam kolejne kawałki.

Moim odkryciem stała się Niedokończona gawęda Marii Kureckiej – nieukończone, z powodu choroby i śmierci autorki, wspomnienia gdańszczanki, tłumaczki, poetki i eseistki, obejmujące lata 1921–1943. Autorka przedstawia literacki obraz Gdańska jako wolnego, wielonarodowego, wielojęzycznego, wielowyznaniowego, dumnego miasta hanzeatyckiego. Gdańsk był dla Marii Kureckiej prawdziwym miastem, punktem odniesienia dla każdego innego miejsca, stał się rodzinną legendą. Dla autorki najważniejszy był „duch miejsca” – hanzeatyckość Gdańska, naturalna mieszanina języków, narodowości, obyczajów i kultur, niepowtarzalna architektura, atmosfera miasta portowego. Początkiem zniszczenia tego ducha były dla niej antysemickie postawy bojówek Hitlerjugend na ulicach Miasta, następnie prohitlerowskie zmiany dokonujące się w niemieckich środowiskach w Wolnym Mieście Gdańsku, a ostatecznie przyłączenie Miasta do Rzeszy. Wczytując się we wspomnienia Marii Kureckiej, możemy znaleźć się na ulicach, we wnętrzach domów Wolnego Miasta Gdańska, poczuć smak gdańskich potraw i charakterystyczne dla Gdańska zapachy (słonej wody, smołowanych desek, świeżo parzonej kawy, czy kwaśno dymiących cygar), usłyszeć dźwięki i plattdeutsch [2], specyficzny język Miasta.

Autorka cytuje wiersze i wierszyki w różnych językach, sentencje, powiedzenia, pieśni, piosenki i modlitwy. Miasto żyje w rytmie czterech pór roku (Niedokończona gawęda, s. 59–73), oczekując na kolejne święta, które autorka przeżywa w sposób arcypolski. Jej sąsiedzi mają swoje świąteczne obyczaje, a mimo różnic kulturowych łączy ich ta sama kolęda Stille NachtCicha noc.

Niedokończonej gawędzie zobaczyłam i „usłyszałam” miasto mojej babci Marty. Być może tak, jak opisuje Maria Kurecka, wyglądał pobyt Marty w Gdańsku, gdy w poszukiwaniu pracy jako pomoc domowa, przybyła z Kociewia.

„Huldy, Helgi i Hildy chadzały nieodmiennie do Kantoru pani Piefke. (…) właścicielka tego – jak by się to dziś określiło – biura pośrednictwa pracy, [sprawdzała dokumenty], stosownie kierując stojące przed jej obliczem kandydatki do lepszych lub gorszych państwa (…) Dokumenty musiały układać się w zborną całość, z której dotychczasowy przebieg życia i pracy tych wiejskich zazwyczaj i raczej jeszcze młodych aspirantek do zatrudnienia miastowego wyłonić się był winien jasno i przejrzyście. A więc najpierw – metryka, z kolei papier najważniejszy! – świadectwo moralności, wystawiane i podpisywane przez lokalnego, wiejskiego proboszcza, potwierdzające skromność, uczciwość, pracowitość, pobożność i różne cnoty wiejskiej dziewoi (…).

Perłą w stanie całkowicie jeszcze surowym były najczęstsze klientki kantorku pani Piefke: dziewczyny prosto ze wsi, nieco jeszcze nieporadne i wystraszone brzękiem, hukiem, szumem i wartkim tempem życia wielkiego miasta. Zdarzało się przecież, że pod kierownictwem wytrwałych, a też wyrozumiałych swoich pań, z czasem nabierały ogłady, przystojnych manier i dość nawet szybko przyswajały sobie wszelkie, niezbędne w ich fachu umiejętności. (…) Parę klas wiejskiej szkółki pokończone miały niemal wszystkie. Liczyły więc w miarę sprawnie, koślawymi cyframi zapełniając kartki rozliczeniowe z codziennych wypraw na targ lub do okolicznych sklepików. Z kulfoniastym spisywaniem zakupionych produktów było już gorzej, ani wspominając o ortografii” (Niedokończona gawęda, s. 25, 29).

W 1938 roku Marta wyszła za mąż za wdowca. Dziadek Józef przyjechał do Gdańska ze Śląska sam lub już z rodziną. Jego pierwsza żona została pochowana na cmentarzu Srebrzysko. Dzieci były dorosłe w chwili zawierania drugiego związku. Kolejnym elementem układanki stała się dla mnie księga parafialna kościoła Matki Boskiej Bolesnej przy ul. Głębokiej, gdzie znalazłam trzy lata temu zapis sakramentu małżeństwa Marty i Józefa. Świadkami ślubu byli Polacy zamieszkali w Gdyni. Poznałam pierwszy adres babci i dziadka – Oberetrift – dzisiejsza ul. Zawodzie na Olszynce.

Kilka lat później, w zapisie chrztu mojej mamy w księdze parafialnej jest już Niedere Front – dziś ul. Głęboka. We wspomnieniach mamy z dzieciństwa pozostał obraz ucieczki z płonącego domu po nalotach w 1945 roku. Ten dom i sąsiednie po wojnie wyburzono i w 1951 roku wybudowano w tym miejscu bloki.

Moje kolejne literackie puzzle to opowiadania Gabrieli Danielewicz Odejścia w słońcu, w których autorka ukazuje losy gdańszczan w 1945 roku.

Babcia Marta z mężem i córką, podobnie jak bohaterka opowiadania Czerwone jabłuszko, znalazła schronienie przy Emil-Berenz Strasse – ul. Fredry we Wrzeszczu, w opuszczonym mieszkaniu Agnes, przyrodniej siostry mamy.

„W porównaniu z Gdańskiem we wschodniej części Wrzeszcza panował spokój, nie płonęły domy i ostrzał był znikomy” (Odejścia w słońcu, s. 203).

Dziadek zmarł w lipcu 1945 roku przez zapalenie płuc. Poza podeszłym wiekiem i warunkami bytowymi tych pierwszych powojennych miesięcy, przyczyną choroby było poturbowanie przez nowego lokatora przy ul. Fredry – przybysza z Łodzi. W domu przy Fredry stało się tak, jak Gabriela Danielewicz przedstawia w opowiadaniu Czerwone jabłuszko, parter i piętro zostały zajęte przez przybyszy z Wilna i mieszkańców centralnej Polski. Jedynie poddasze oddano do dyspozycji babci i mamie (Odejścia w słońcu, s. 199-207).

Gabriela Danielewicz opowiada także o komisji rehabilitacyjnej [3], przez którą przechodzili gdańszczanie. Tylko przejście tego procederu dawało szansę pozostania w rodzinnym mieście. W opowiadaniu Zwierciadło czasu, w kinie przy Jaśkowej Dolinie przesłuchują Klarę Brunkowską (Odejścia w słońcu, s. 141-150). Niewątpliwie takie doświadczenie spotkało też moją babcię Martę. Prawdopodobnie oczekując na rehabilitację, została skierowana do przymusowej pracy. Znalazła się pod Elblągiem.

Córkę pozostawiła na Kociewiu pod opieką rodziny. Wówczas został wystawiony skrócony akt małżeństwa w języku polskim, który znajduje się w rodzinnych dokumentach. Do oryginału w języku niemieckim z akt Urzędu Stanu Cywilnego z 1938 roku dotarłam dopiero trzy lata temu. I wówczas odkryłam nieznane mi fakty. W polskich dokumentach jako miejsce urodzenia dziadka Józefa zapisano Włocławek (niem. Leslau). W oryginale znalazłam Schloss Loslau (pol. Wodzisław Śląski). Czy był to błąd urzędnika, niewiedza sąsiada wilnianina, który pomagał samotnej, niewykształconej kobiecie w sprawach urzędowych, czy świadome działanie babci? Wodzisław Śląski i Racibórz (gdzie mieszkali pradziadkowie) po plebiscycie na Śląsku znajdowały się w granicach II Rzeczypospolitej, podobnie jak Włocławek. Być może na komisji rehabilitacyjnej jako miejsce urodzenia dziadka bezpieczniej było podać Kujawy niż Śląsk. To kolejny brakujący element w mojej rodzinnej układance.

Bogatego materiału faktograficznego dostarczyła mi twórczość Brunona Zwarry, urodzonego w Gdańsku w 1919 roku, a dokładniej kolejne tomy Wspomnień gdańskiego bówki oraz powieści Gdańszczanie. Losy gdańskiej Polonii poznawałam zarówno przygotowując bibliografię tego autora do internetowego Słownika pisarzy Wybrzeża jak i do Gdańska w literaturze.

Znalazłam także inne literackie elementy układanki. Opowiem jeszcze o jednym, jakim stały się dla mnie wspomnienia Brigitte Wehrmeyer-Jancy Młodość niemieckiej dziewczyny w Polsce: epizody z Gdańska (1938–1958), nieco tylko starszej od mojej mamy. Autorka opisała codzienne życie ludności cywilnej w Gdańsku lat wojny, narastające zagrożenie wskutek nalotów bombowych w 1944 i 1945 roku oraz walkę o przeżycie w pierwszych latach powojennych – walkę o chleb i pracę, widziane oczami dziecka, a potem nastolatki. Babcia Marta musiała toczyć takie same, codzienne potyczki. Od lipca 1945 roku była sama z kilkuletnią córeczką.

Moja układanka nie jest jeszcze zakończona, brakuje wielu puzzli. Dalej je układam… Opowiadam sobie historię, której nie usłyszałam od babci Marty.

Redakcja: Anna Urbańczyk, Agata Włodarczyk

Korekta: Agata Włodarczyk

[1] Danzigerzy (niemieccy gdańszczanie), ludność pochodzenia niemieckiego, urodzona i zamieszkała na terenie II Wolnego Miasta Gdańska (1920 -– 1939), posiadająca jego obywatelstwo. (Encyklopedia Gdańska, s. 210).

[2] Mieszkańcy i mieszkanki Wolnego Miasta Gdańska mówili w plattdeutsch, czyli językiem dolnoniemieckim. Był on charakterystyczny dla dawnych miast hanzeatyckich. Równocześnie posługiwali się swoimi językami narodowymi – polskim, jidysz, francuskim i innymi.

[3] Rehabilitacja ludności rodzimej polegała na przyznawaniu obywatelstwa polskiego Polakom z Niemieckiej Listy Narodowościowej (NLN). Dekrety PKWN z 31 VIII i 4 XI 1944 przewidywały, że osoby, które „zadeklarowały narodowość niemiecką lub korzystały ze związanych z tym przywilejów, podlegały – poza odpowiedzialnością karną – bezterminowemu osadzeniu w obozie i skierowaniu do pracy przymusowej”. Warunkiem przywrócenia obywatelstwa polskiego było udowodnienie przez wpisanych na III i IV grupę NLN braku działań w czasie II wojny światowej na szkodę narodu i państwa polskiego, złożenie deklaracji wierności narodowi i państwu polskiemu przed organami administracji I instancji. Sprawami tymi zajmowała się Komisja Weryfikacyjno-Rehabilitacyjna, działająca przy Zarządzie Miasta w Gdańsku (S. Bykowska, Weryfikacja narodowościowa po II wojnie światowej (1945-1947) i rehabilitacja polskiej ludności rodzimej w: Encyklopedia Gdańska, s. 1080-1081).

Bibliografia:

Encyklopedia Gdańska, Fundacja Gdańska, Gdańsk 2012.

Danielewicz G., Odejścia w słońcu, Wydaw. 44, Gdynia 2001.

Kurecka M., Niedokończona gawęda, Tower Press, Gdańsk 2000.

Wehrmeyer-Janca B., Młodość niemieckiej dziewczyny w Polsce: epizody z Gdańska (1938–1958), Marpress, Gdańsk 2005.

Zwarra B., Wspomnienia gdańskiego bówki. T. 1, Wydaw. Morskie, Gdańsk 1984.

Zwarra B., Wspomnienia gdańskiego bówki. T. 4, Marpress, Gdańsk 1996.

Zwarra B., Gdańszczanie. T. 1, Wydaw. Morskie, Gdańsk 1976.

Zwarra B., Gdańszczanie. T. 2, Marpress, Gdańsk 1999.

Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności