PL RU EN

"Jasmine" Patryka Ziarnika

Zdobywca wyróżnienia w literackim konkursie herstorycznym 2013 w kategorii Szkół Gimnazjalnych.

Puma
Źródło: http://openclipart.org/

JASMINE

Patryk Ziarnik

Gimnazjum 18 Gdańsk (godło: Terogise)

 

Jasmine patrzyła na powoli pokrywające się potem plecy towarzyszki. Wraz ze swoją mentorką wyruszyła do starego miasta. Póki co od uklepanych miejskich ścieżek oddzielała je gęsta dżungla, przez którą próbowały sobie utorować drogę za pomocą ciężkiej maczety. Mimo ograniczonego pola widzenia Jasmine zauważyła ciemny kształt przemykający nieopodal. Zapewne było to jakieś zbłąkane zwierzę szukające drogi do wodopoju. Metaliczny dźwięk wyrwał dziewczynę z zamyślenia.
– No doszłyśmy. Czas na wspinaczkę – westchnęła Aryah.
Pomimo tego, że ściany budynku były powyszczerbiane i miały wiele wgłębień, zmęczone przedzieraniem się przez puszczę dziewczyny nie były zbyt zadowolone perspektywą wchodzenia na dziesięciopiętrowy blok.
– No mus to mus, nie wejdziemy przecież drzwiami… – stwierdziła Jasmine. -Równie dobrze mogłybyśmy krzyczeć: „ej tu jesteśmy” i przykleić sobie do tyłków ogromne tarcze.
Aryah poszła przodem, na plecach wisiał jej bloczkowy łuk. Szczupłe ciało z gracją pięło się w górę. Chwile później obydwie były już na ścianie, a Jasmine widziała tylko przechodzone podeszwy butów kompanki.
Niedługo potem mozolna wspinaczka zakończyła się sukcesem. Oznaczało to tylko jedno. Lata treningu przyniosły pożądane efekty. Dwie lekko podrapane panny stały na dachu dawnego ratusza i rozpoczynały przygotowania do akcji. Jasmine rozejrzała się po okolicy. Mimo iż nie było to już piękne słoneczne miasto ze starymi kamieniczkami w centrum oraz wielkimi nowoczesnymi biurowcami dookoła, widok zapierał dech w piersiach. Szyby apartamentowców, niegdyś krystaliczne, teraz były prawie całkowicie powybijane. Również kamienice zostały nadgryzione przez ząb czasu, jak i przez bomby oraz, oczywiście, stare narzędzia szabrowników. W niektórych wnękach budynków widać było palące się ogniska, a jednak to miejsce miało jakąś swoją mroczną, tajemniczą aurę.
To wszystko: wojny, bombardowania, zniszczenia, tysiące porzuconych sierot i bieda – stało się przez konflikty mężczyzn. Nikt ich o to nie prosił, a oni i tak chcieli się wyrżnąć co do nogi. Przyszły tu po to, by odbić małą, nieskażoną jeszcze tą bezmyślną żądzą krwi, panienkę. Właśnie w ratuszu, jednym z nielicznych ocalałych budynków, prali dzieciom mózgi. Zakon dowiedział się o dziewczynce idealnej do wcielenia w ich wyzwolone oddziały kobiet, które uciekły od reżimu i ograniczeń facetów myślących o nich jako słabej płci. Mężczyźni wyparli kobiety ze współczesnego świata, Asharad więc zwalczał ich. Rekrutował adeptki z całego kraju i odbijał dziewczynki, które chciano zamienić na lojalne pieski mężczyzn, a które były im przy okazji bardzo potrzebne.
Nagle Aryah zastrzygła niewielkimi szpiczastymi uszkami. Ktoś się zbliżał. Zmodyfikowana genetycznie towarzyszka Jasmine wyczuła to. Spod krótkich spodenek wysunął się wcześniej zwinięty w kłębek ogon. Powabnie zafalował. Dziewczyna ze stłumionym ryknięciem rzuciła się do ataku, by chwilę póżniej leżeć wgryziona w szyję jakiegoś szczyla z zardzewiałym karabinem maszynowym. Kobieta puma, mordercze połączenie. Chwilę później Aryah podniosła się z nad swojej ofiary, oblizała i podniosła z ziemi porzucony łuk.
– Czas na nas ślicznotko – powiedziała z uśmiechem pokazującym ostre jak brzytwy kły. – Dziewczynka sama do nas nie przyjdzie.
Obydwie ruszyły drogą, którą wcześniej przybył strażnik. Jasmine uderzył w nozdrza zapach piwa, ogniska oraz od bardzo dawna niemytego dziada. Prawie się zakrztusiła. Przez głowę przelatywały jej myśli: jak oni mogą coś takiego wytrzymać? Jak mogą w takich warunkach trzymać dzieci? Skoro to jest jeden z higieniczniejszych i lepiej utrzymanych budynków, co musi się dziać w innych siedliskach tych śmierdzieli?
Tymczasem wraz ze swoją doświadczoną wspólpracowniczką dotarły do pomieszczenia opatrzonego tablicą: „CZILDREN RUM”. Bezszelestnie otworzyły drzwi, co wcale nie było takie łatwe, zważając na zawiasy, a właściwie połączone zardzewiałymi gwoździami ich szczątki. Wewnątrz, na starych materacach, przytulone do siebie leżały brudne, wychudzone dzieci. Spały zapewne pod wpływem narkotyków albo leków, które podawano im, by nie wrzeszczały. Wszystkie obficie się śliniły, co oznaczało, że nie było już dla nich ratunku: mózg wyprany, świetlana przyszłość w „wojnie o pokój” przed nimi. Maluchów pilnowali strażnicy. Ciche brzęknięcie cięciwy łuku bloczkowego i dwóch delikwentów zwaliło się na ziemię bezwładnie jak worki kartofli. Aryah była naprawdę dobra w tym, co robiła. Dopiero wtedy Jasmine zobaczyła cel ich podróży. W kącie siedziała absolutnie odporna na jakiekolwiek manipulacje umysłowe siedmioletnia dziewczynka o ogromnych ciemnoniebieskich oczach, kruczoczarnych włosach i brudnej, lecz inteligentnej twarzyczce. Ubrana była chyba w jakiś stary worek.
Wszystko szło zgodnie z planem. Jasmine wzięła małą na plecy, gdyż musiały uciekać bardzo szybko, a dziewczynka była wychudzona i ledwo trzymała się na nogach. Po ograbieniu strażników ze wszystkiego, co mogłoby się przydać zakonowi, dziewczyny udały się na klatkę schodową, by wrócić na dach po swoich śladach. To po prostu wydawało się za łatwe, by mogło okazać się prawdą. Bezszelestnie pięły się w górę po dziurawych schodach przyglądając się głowom strażników kilka pięter niżej, gdy nagle Jasmine poczuła, że jeden z masywnych schodów rusza się pod jej stopą. Chwilę póżniej ogromny betonowy kloc leciał w dół z zawrotną prędkością przebijając się przez kolejne piętra ratusza. Może i osobniki, które przywłaszczyły sobie ten budynek, były pijane, co na pewno nie poprawiało spostrzegawczości, ale coś takiego nie mogło umknąć niczyjej uwadze. Ahrya dosyć wymownie spojrzała na sprawczynię całego tego rabanu, po czym zdejmując łuk z pleców kazała Jasmine uciekać. Posłuchała. Dziewczyna wiedziała, że dzięki swojej modyfikacji genetycznej towarzyszka bez trudu ją dogoni. Obejrzała się tylko raz, by zobaczyć jak jej nauczycielka wysyła strzałę za strzałą w kierunku przeciwników. Każda zabójcza. Żadna nie chybiła.
Zdyszana dobiegła na dach, chwilę później obok niej zmaterializowałą się srebrnowłosa postać. Wraz z Ahryą ruszyły w kierunku ogromnego łańcucha zwieszającego się z wiekowego drzewa, któremu nie przeszkadzało promieniowanie, bombardowanie, ani nawet śmieszni mali ludzie próbujący je kiedyś wyciąć. Ono po prostu rosło. Wracając do łańcucha – to niewiarygodne, jak eksplozje mogą miotać różnymi – i to wcale nie lekkimi – przedmiotami na bardzo duże odległości. Dziewczyny dobiegły do samej krawędzi ratusza. Z klatki schodowej zaczęli wylewać się żołnierze. Terekot karabinu. Krzyk dziecka. Piekielny ból gdzieś w boku. Widok pocisku przebijającego ciało na wylot i mozolnie wychodzącego drugą stroną. Strużka krwi ciągnąca się za kulą. Napięcie mięśni. Skok. Próba złapania czegokolwiek. Śliski łańcuch wymykający się z dłoni. Ciężar na plecach przyśpieszający upadek. Lot w dół. Dół. Dół. Ostatnia opłakana próba. Jasmine złapała łańcuch. Jej ręka weszła w jedno z ogniw. Chwyt był mocny, ale dziewczynie zadrżała ręka. Pośpiesznie zaczęła schodzić w kierunku ziemi. Nad sobą widziała Ahrye. Uciekły z budynku, ale nadal nie były bezpieczne. Dookoła świszczały kule. W końcu pod stopami wyczuły wyczekane twarde podłoże. Czas na bieg.
Ahrye instynktownie przeszła na cztery łapy, jej ogon falował pomagając utrzymać równowagę podczas sprintu. Zorientowała się jednak, że jej uczennica, dodatkowo obciążona dziewczynką, została w tyle. Nie mogła jej zostawić. W okolicy wyczuwała żołnierzy. Gonili jej kompankę… Zwrot!
Jasmine poczuła powiew, gdy zauważyła srebrnowłosą przemykającą obok. Dzięki wzmocnieniu genetycznemu tamta poruszała się szybciej i zwinniej. Geny pumy pozwalały jej biegać używając czterech kończyn, co dawało sporą przewagę na polu bitwy. Właściwie czemu tak doświadczona i wprawiona w walce kobieta wybrała akurat mnie – rozmyślała uciekająca dziewczyna. – Ona jest zmodyfikowana, mocniejsza. Miała przecież kilka innych o wiele lepszych do tego, jak i każdego innego zadania towarzyszek. Ja tylko ją spowalniam. A jednak wybrała mnie – Jasmine, „czystą” dziewczynę, która nie zasłużyła nawet na własną broń. Była tylko popychadłem w zakonie. Oczywiście miała swoje prawa i jako członkini Asharadu nie mogła narzekać na swoje życie. Tylko czemu na tak poważną misję Ahrya wybrała akurat ją? Teraz nie było to ważne. Teraz Jasmine biegła, ile sił w nogach z przyszłą młodą adeptką na plecach. Była okropnie wycieńczona, to cud, że przeżyła tak długo. Rana dalej krwawiła. W dżungli rozniósł się krzyk. Aryah rozpoczęła polowanie. Następny bliżej. I jeszcze jeden bliżej. Niedługo później kobieta puma wybiegła z krzaków.
– Jest ich za dużo! Otoczyli nas! – wydyszała.
Na jej ciele widać było kilka czerwonych plam. Już chwilę później na polanę, na której się znalazły, zaczęły wchodzić trepy. Nie było szans na ucieczkę. Mężczyźni powoli zbliżali się do nich. Każdy z nich miał karabin. Jasmine pogodziła się ze śmiercią. Skuliła się w kłębek nieopodal swej mentorki. Poczuła jednak jakąś dziwną siłę. Jakby coś próbowało podnieść ją z ziemi, ale nie miało wystarczająco dużo siły. Nie dotyczyło to jednak żołnierzy. Oni wręcz wystrzelili w powietrze. Nagle karabiny powyginały się. Spojrzała na małą – oczy dziewczynki świeciły jaskrawobłękitnym blaskiem, jej włosy falowały. Wnet po okolicy przeszedł dźwięk przypominający plasknięcie. Wszyscy prześladowcy zamienili się w krwawe kulki i opadli na ziemię. W powietrzu czuć było śmierć. A jednak zostały uratowane.
Pół godziny później doszły do siedziby zakonu. Wszyscy patrzyli na nie ze zdziwieniem. Dokonały niemożliwego. Ktoś wcisnął Jasmine coś do ręki. Ciężka sakwa z nożami. Broń. Została członkinią zakonu. Wszystko nabrało sensu. Zaczęło się coś wielkiego.
 
korekta do publikacji: Barbara Piórkowska

Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności