PL RU EN

Oczi szeroko otwarte

Oczi Cziorne – pierwszy żeński zespół na naszym rynku muzycznym,„legenda trójmiejskiej sceny niezależnej” – jak bywa nazywany – po trzynastu latach od wydania pierwszej płyty i po ponad ćwierć wieku od pierwszej próby, wraca na scenę.

…bo przekwitanie Drogie Panie
jest jak gwóźdź w bucie, uwieranie
A ja naprawdę powiem Wam,
że gdzieś to mam
i śpiewam…

Autor: Czesław Romanowski

Oczi Cziorne, fot. Krzysztof Sado Sadowski Źródło: oficjalny fan page zespołu
Oczi Cziorne, fot. Krzysztof Sado Sadowski
Źródło: oficjalny fan page zespołu

Nie dały z siebie zrobić typowego girlsbandu. Może dlatego nie zrobiły wielkiej kariery. Ale raczej nie żałują. Wracają starsze, dojrzalsze – życiowo i muzycznie. Ania Miądowicz – flecistka, wokalista i twórczyni większości tekstów na płycie – z którą rozmawiam krótko po świetnym koncercie (odbył się 7 marca 2014 roku) w gdańskim klubie Plama, mówi że obecny skład zespołu jest najlepszy z dotychczasowych.

Mamy w zespole tak fajnych chłopaków i świetnych muzyków, że grać z nimi to wielka przyjemność – mówi.

Faktycznie, doświadczeni muzycy: perkusista Michał Gos, basista Maciej Jeleniewski oraz, występujący gościnnie, saksofonista i klarnecista Irek Wojtczak to niezwykle silny skład, który znakomicie wspiera muzycznie panie z Ocziu. O czym można było się przekonać chociażby na wspomnianym koncercie w Plamie.

Michał jest niezwykłym perkusistą – mówi Ania. – Fajnie się zgrali z Maćkiem, który prywatnie robi swoją muzykę, gra jazz. Irek Wojtczak jest świetnym muzykiem, otwartą głową, bardzo fajnym człowiekiem.

„Natręctwa”

Nietypowość tego zespołu to wynik kilku elementów: żeńskich wokali, niebanalnych melodii, połamanych rytmów, niecodziennego instrumentarium: pianino, flet, bas, perkusja. Bez popadania w zbytnią przesadę można powiedzieć, że tak jak Oczi Cziorne nie gra nikt. Przynajmniej w naszym kraju.

Oczi Cziorne, zdjęcie z planu "Natręctw". Źródło: oficjalny fan page zespołu
Oczi Cziorne, zdjęcie z planu „Natręctw”.
Źródło: oficjalny fan page zespołu

Nagrany 13 lat po wyjścia płytowego debiutu, drugi album już jest. Ale nie całkiem. Ania Miądowicz:

Mamy nagrane dwanaście piosenek, zrobione próby miksów, ale szukamy pomysłu, jak tę płytę skończyć, jak ma zabrzmieć. Potrzebujemy tego kogoś, kto by z tego zrobił fajny miks. Za miesiąc, dwa materiał będzie skończony. Płyta wyjdzie prawdopodobnie jesienią. Staramy się pozyskać pieniądze do tego celu. Być może uda nam się to z pomocą jednej z platform „crowdfoundingowych”, dzięki którym fani wspomagają finansowo artystów.

Nowy materiał, znam go tylko z koncertu, wydaje się bardzo dojrzały i przemyślany, nadal oscylujący między jazzem, popem a kabaretem. Sympatyczną i ujmującą „dziewczęcość” znaną z początków działalność grupy, która szczątkowo ostała się na jej debiucie płytowym z 2001 roku, zastąpiła przemyślana i nadal ujmująca „kobiecość”. Choć na koncertach nadal śpiewają, że „nie mogę z tobą spotykać się, bo twoja mama mnie nie lubi”. Od niedawna w sieci można zobaczyć klip do piosenki „Natręctwa” będącej zapowiedzią drugiego krążka Ocziu.
Tekstowo jest czasami poważnie, ale często kabaretowo właśnie, nieco też frywolnie. Jak mówi Anna Miądowicz, teksty poruszają, najczęściej z przymrużeniem oka, kobiece sprawy. Jako dojrzała kobieta, potrafi spojrzeć z dystansem nie tylko na świat, ale i na siebie i na koleżanki, które są jedną z jej głównych inspiracji. Trzy piosenki powstały do tekstów Marty Handschke (śpiewającej obecnie w zespole Kobiety), pierwszej wokalistki zespołu. Przy okazji przeszłości zespołu pada z mojej strony nieuchronne pytanie – dlaczego w jego karierze są tak długie przerwy?

Okoliczności życiowe – odpowiada Ania. – Kobietom jest trudniej w tym biznesie, trudno jest pogodzić obowiązki domowe z pracą w grupie, w pewnym momencie przychodzi zniechęcenie, uwaga bardziej skierowana zostaje na rodzinę – wszystkie mamy dzieci – ciężko bezkonfliktowo połączyć jedno z drugim. Koledzy, co mnie strasznie wkurza, posądzają nas o brak konsekwencji. Mówią, co to już powinno powstać, gdyby nam się tylko bardziej chciało. No, może coś w tym jest – pewnie nam zabrakło pewności siebie, przekonania, że wszystko jest fajnie i trzeba przeć do przodu.

Dziewczyny górą!

Zespół stworzyły w 1988 roku znające się od dziewiątego roku życia Ania Miądowicz i Jowita Cieślikiewicz. Obie świetne instrumentalistki, grające wcześniej w grupach Bóm-Wakacje w Rzymie i Miriam i, jak mówią, z tych zespołów przez kolegów usunięte, postanowiły pokazać panom, że same dadzą sobie radę. By wystąpić na Festiwalu Nowa Scena w Gdyni szybko wymyśliły nazwę, skompletowały skład z wokalistką Martą Handschke i odniosły spory sukces. Tak spory, że uznały, że Oczi Cziorne nie muszą być jednorazową przygodą. Po odejściu Handschke w grupie znalazła się wokalistka Maja Kisielińska i perkusistka Hanna Ścisłowska. Oczi Cziorne stały się częścią prężnej wówczas Gdańskiej Sceny Alternatywnej. Były koncerty w Opolu i Sopocie, pierwsza nagroda na Festiwalu Muzyki Żeńskiej „Miss Rock Europe΄90” w Kijowie, powstał klip do piosenki „Mroczny Kryminał”, miały sympatię fanów i przychylność dziennikarzy muzycznych…

Oczi Cziorne 1997 fot. Krzysztof Sadowski. Źródło: oficjalny fan page zespołu
Oczi Cziorne 1997 fot. Krzysztof Sadowski.
Źródło: oficjalny fan page zespołu

No więc: co poszło nie tak? Dlaczego nie nagrały płyty, nie zagrały setek koncertów, nie zostały gwiazdami? I czy tego żałują?

W tej chwili niczego nie żałuję, myślę, że nie byłyśmy na to wszystko gotowe, choć nasze losy mogły się w wypadku nagrania płyty, odniesienia sukcesu, potoczyć inaczej

– mówi Ania i przypomina, że na początku lat 90. ubiegłego wieku, tworzył się profesjonalny rynek muzyczny i obecne, żyjące z tantiem i koncertów gwiazdy, właśnie wtedy zaczynały. I że Oczi Cziorne startowały z tego samego poziomu.

Ale z nami jest taki problem, że nie dajemy się przerobić. Zawsze to stanowiło duży problem. Wytwórnia Zic Zac (założona przez Marka Kościkiewicza z De Mono) rzuciła luźną propozycję w naszą stronę, że może by wydali te Oczi, bo to fajny dziewczęcy zespół, ale trzeba nas troszeczkę przerobić. Na typowy girlsband, gdzie dziewczyny grają na instrumentach, ale przede wszystkim ładnie wyglądają. Nieważne co tam mają do powiedzenia, ważne żeby to było ładnie opakowane. I to nam się nie spodobało.

Z drugą wytwórnią, DNA, było już o wiele poważniej. Jej szefowie załatwili zespołowi salę prób w Warszawie, gdzie dziewczyny mieszkały i ćwiczyły tydzień lub dwa. Było to już więc „na poważnie” – profesjonalne przygotowanie do wejścia do studia.

Tylko że znowu się nie dogadaliśmy – kwituje Ania. – Zaważyły osobiste relacje, umowa została zerwana. Nie dogadaliśmy się.

Na swojej stronie na Facebooku napisały:

Przez cały okres funkcjonowania grupy dziewczyny kilkakrotnie kończyły i na nowo rozpoczynały swoja działalność – jak to kobiety. W momentach przerw grały w innych zespołach, podróżowały, rodziły dzieci, pracowały.

Na początku Oczi Cziorne były grupą stricte kobiecą. Jednak z czasem pojawili się w niej mężczyźni…

Tak – mówi Ania – na początku chciałyśmy, żeby to był wyłącznie kobiecy zespół, chciałyśmy pokazać chłopakom, że same sobie umiemy radzić, żeby nas zaczęli poważnie traktować. Ale potem to przestało mieć znaczenie. A poza tym, dziewczyna za perkusją to pomyłka. Dla mnie to typowo męski instrument.

Płyta… i znów przerwa

W końcu doszło do nagrania pierwszej płyty (zatytułowanej po prostu „Oczi Cziorne”), ale stało się to dopiero w 2001 roku.
– Mieszkałam w Warszawie, Jowita w Trójmieście, Maja także w Warszawie.

Ja i Jowita miałyśmy małe dzieci, właściwie nie kontaktowałyśmy się ze sobą – opowiada Ania. – Pewnego dnia zadzwonił do mnie kolega z czasów GSA, Maciek Bednarek, mówiąc, że próbuje nas odszukać, bo chce wydać naszą płytę. Mówił, że znalazł ludzi, którzy mają wydawnictwo i im to zaproponował, bo nie może zapomnieć, że był taki fajny zespół, który nagrywał takie fajne piosenki. I czy się możemy spotkać, bo bardzo, bardzo chce nas wydać. Po rozmowach z Jowitą zdecydowałyśmy się na to. Maciek pomógł nam skompletować skład zespołu. Zaproponował kontrabasistę Ola Walickiego i perkusistę Jacka Oltera. Rozpoczęłyśmy próby w Plamie. Ale Maćkowi zapał się skończył, więc to Jowita ze swoim ówczesnym mężem zdecydowali się to wydać w swojej wytwórni. Potem zabrakło nam jednak rozpędu, żeby się promować. Było kilka koncertów, płyta była słabo dystrybuowana. Zaczęły się też nasze problemy osobiste, miałyśmy głowy zajęte czymś innym…

No i znów przerwa. Aż do 2010 roku. Ania:

Wszystko zaczęło się od Festiwalu Metropolia jest Okey, na wspominkowym występie Gdańskiej Sceny Alternatywnej. Potraktowałyśmy to jako jednorazową sprawę, bo nie było stałego składu. Ale to we mnie i w Jowicie poruszyło pewną strunę i gdy się odezwała się do mnie Ewa Langer (liderka zespołu TransLola) z Krakowa, żebyśmy wystąpiły na Festiwalu Kobieca TranssMisja, zaczęłyśmy montować skład. Michał Gos, który w pewnym momencie zrezygnował ze współpracy z nami, chcąc zająć się muzyką improwizowaną, zatęsknił za Ocziami i to on zaproponował do składu Ewę Hronowską, która ma piękny, ciepły głos. Ewa świetnie zastąpiła Martę Handschke, która czasami z nami występowała, ale która już nie chciała z nami współpracować.

Po koncertach przyszedł pomysł na płytę.

Tak, udało nam się zebrać, choć sytuacja nie jest łatwa: Jowita mieszka w Londynie, Maja w Warszawie, my w Trójmieście. Ale dzieci są już większe, mamy więcej czasu dla siebie, większe przekonanie, że coś chce się zrobić. Bez spinki. Jest to związane z dojrzałością. Śmieję się, że Oczi Cziorne, nowa płyta, mają dla mnie ma znaczenie terapeutyczne, żeby nie zwariować.

Oczi Cziorne Źródło: oficjalny fan page zespołu
Oczi Cziorne
Źródło: oficjalny fan page zespołu

Bardzo bym chciała, żeby ta płyta wyszła, żebyśmy miały z jej nagrania satysfakcję, żeby muzyka i teksty się spodobały, bo naprawdę dużo serca i pracy w to włożyłyśmy

– kończy Ania.

Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności