PL RU EN

Trasa "A": Anna Urbańczyk o Stoczni

Stocznia kombatancka, LSD i odchodząca…

To nie Żuraw, Neptun czy Dwór Artusa kojarzą mi się z Gdańskiem, a właśnie Stocznia. Tam pracowali rodzice moich kolegów i koleżanek z podwórka, bo na Zaspie, gdzie w młodości mieszkałam, były całe bloki, gdzie kwaterowano stoczniowe rodziny. Oczywiście szczególny był dom Lecha Wałęsy. Pamiętam też opowieści o wypadkach, które spotykały pracowników i pracownice stoczni. Pamiętam osoby w żałobie na naszym podwórku… i wielki szacunek ich rodzin, szczególnie żon, bo pracowali tam, i mieli wypadki, jednak głównie mężczyźni.

Autorka: Ania Urbańczyk

Sama mam też swoją małą kombatancką opowieść z tamtych czasów. Jako dziecko, rodzice zabierali mnie pod bramę do strajkujących stoczniowców i stowniowczyń. Jak przez mgłę pamiętam, że po zbrojnych interwencjach, uciekaliśmy z tłumem przed podwórka Osieka. W powietrzu unosił się gaz łzawiący…

Jakieś dwie dekady później spędzałam kreatywnie czas w teatrze Lustra Strona Druga zwanym przez nas LSD, który założyliśmy i założyłyśmy z grupą przyjaciół i pod wodzą Alicji Mojko w Willi Dyrektora w Stoczni. Weronika „Bójka” Podlesińska, „Apacz”, Ada Lisewska, Kamil Kryk, Celina Fit, Edyta Czapla, Ania Kaźmierczak, Alicja Mańkowska, Jakub Pieleszek, Agnieszka Pożoga, Paula Bautenbach, Paweł Oleksiński, Janusz Lewiński,… oraz wiecznie owiana dymem kadzideł, parząca wonne herbaty i dbająca o relację z całą Stocznią Alicja Mojko, to były prawdziwe osobowości!

Wraz z Januszem Gawrysiakiem i ekipą Znaku, który użyczał nam sali prób w nieistniejącej już niestety Willi Dyrektora z wspaniałą biblioteką!, włóczyliśmy się w letnie dni po Stoczni na szczudłach. Pamiętam, że nikogo tam specjalnie nie dziwiło.
To była jeszcze Stocznia z przepustkami i dogadywania się o wejście z portiernią. Pamiętam, jak kiedyś przewoziłam przez bramę naszą scenografię do występu, a na karcie wywozu rzeczy miałam wpisanego… jednorożca. Choć rekordzistą tych absurdalnych druków był Janusz Gawrysiak, który często jeżdżąc ze swoim teatrem, wpisywał na karty, których nikt tak naprawdę nie czytał, takie przedmioty jak 20 litrów nitrogliceryny czy skrzynka TNT.

To też był czas imprez i znajomości. Integrowaliśmy się na piknikach i ogniskach, które były non-stop organizowane w Stoczni. Wylegiwaliśmy się na starych meblach stojących przy dawnej centrali telefonicznej. Chodziłam na organizowane w Stoczni, głównie w Kolonii Artystów, imprezy. Pamiętam, że był taki okres, że znajomi z całej Polski zjeżdżali do mnie, żeby w nich uczestniczyć. No i oczywiście głośno wyrażali zazdrość, że mamy Kolonię i że mamy Stocznię. Teraz, nawiasem mówiąc, też przyjeżdżają, do Wyspy i do Buffetu. Ale dla mnie to już nie to samo…

Współtworząc projekt Metropolitanka, z fantastycznym społecznym zespołem osób: Anią Miler, Martą Tymińską, Basią Borowiak, Agatą Włodarczyk, Bogną Burską, Moniką Popow, Ireną Wojcieszek, Julią Gierczak i innymi, myślałam, że nic już mnie w Stoczni nie zaskoczy, w końcu chodziłam tam trzy lata na próby. Natomiast, to czego się dowiedziałam o warunkach pracy tam, osobach, które współtworzyły to „miasto w mieście”, totalnie mnie zaskoczyło i zafascynowało. To nie była praca, to była przyjemność i radość odkrywania, dowiadywania się bardzo ludzkich ciekawostek. Oraz poznania niesamowitych współtworzących Stocznię kobiet: pracownic, działaczek i artystek.

Muszę powiedzieć, że nie spotkałyśmy się z odmową udziału w naszym projekcie, a z entuzjazmem i pomocą. Ciekawe, odnośnie interpretacji przez zagadnienie płci kulturowej, były spotkania z mężczyznami, którzy w dużej mierze najpierw dziwili się, że robimy projekt herstoryczny, a później, przedstawiając nam swoje opowieści, sami dochodzili do wniosku, że często nie doceniali stoczniowych kobiet, które robiły tam rzeczy naprawdę niesamowite.

Stoczniowa Metropolitanka, jej subiektywny charakter, daje też do myślenia o zjawisku wybiórczości pamięci i stawiania akcentów na ważne dla danych osób kwestie.
Ten projekt to też żal i nostalgia za Stocznią odchodzącą, żyjącą być może już tylko w fotografiach, naszej mapie, wspomnieniach. Odtwarzałyśmy wiele budynków-widm jak kino Panorama, Halę Widowiskowo-Sportową, magazyny, stołówki, pocztę, żłobek, szpital,… Nie ma Willi Dyrektora, w której spędziłam trzy lata. Centrala telefoniczna nie tętni już życiem. Znikają stoczniowe żurawie. Podczas tworzenia tego projektu zrównano z ziemią Modelarnię, w planie jest wyburzenie kolejnych budynków. Oczywiście, dzielnica musi się zmieniać, przekształcać, ale żal pozostaje. Mam nadzieję, że przetrwają chociaż wspomnienia, zawarte min. w naszym projekcie.

Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności