PL RU EN

Trasa "P": Śniadanie „na” Stoczni

Jak się jadało w Stoczni Gdańskiej im. Lenina? Czym mogli wzmocnić się głodni, ciężko pracujący, często w systemie zmianowym, ludzie w tym zakładzie pracy? Jak wyglądały stołówki, bary i sklepy?

Jesteśmy pod wielkim wrażeniem interwencyjnego artykułu z Pisma Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża „Robotnik Wybrzeża”, nr 1, z 1. sierpnia 1978 r., zamieszczonego w Bibliotece Cyfrowej Ośrodka Karta odpowiadającego na te i inne pytania. Poniżej cytujemy tekst autorstwa Andrzeja Bulca.
Poszukujemy autorek i autorów tego i innych tekstów z „Robotnika Wybrzeża”. Prosimy o kontakt (metropolitanka@ikm.gda.pl) i zachęcamy do współpracy.
Słowa lub fragmenty słów podane w nawiasach kwadratowych wskazują wszelkie interwencje redaktorskie. W całym tekście zachowałyśmy pisownię oryginalną.

Larysa Sałamacha, Ania Urbańczyk
Biblioteka_Cyfrowa_Osrodka_KARTA__Robotnik_Wybrzeza__na_strone
ŚNIADANIEPopatrzmy jak wygląda śniadanie robotników jednego z największych zakładów w Polsce – Stoczni Gdańskiej. Otóż mają oni trzy możliwości – mogą przynieść posiłek ze sobą z domu i zjeść na wydziale, mogą kupić coś do zjedzenia w kiosku, oraz iść do baru.Ci, którzy przynoszą śniadanie z domu są w stosunkowo najlepszej sytuacji, mają przynajmniej pewność, że niczym się nie strują, znacznie gorzej jest z pomieszczeniem w którym mogliby zjeść. Jeżeli już coś takiego istnieje, to jest tam po porostu brudno, stoły i krzesła pamiętają pierwsze dni odbudowy zakładu ze zniszczeń wojennych, nie ma gdzie umyć naczyń i rąk na Wydz. W[nieczytelne] np: część załogi ma stołówkę w [bunkrze], jest to jednocześnie szatnia oraz schronisko dla dzikich kotów, które dożywiają się odpadkami.Na niektórych wydziałach w ogóle stołówek nie ma, między tokarkami na hali produkcyjnej stoi po środku stół i ławy. Wszyscy otrzymują tam jednakową porcję kursu do kanapek.
Jeśli ktoś nie przyniósł ze sobą śniadania z domu, musi w odpowiednim czasie /odpowiednio wcześnie/ stanąć w kolejce do kiosku. A w kiosku aż półki uginają się od kompotów, musztardy, zielonego groszku, ćwikły w litrowych słojach, herbaty paczkowanej, landrynek, itd… tylko na śniadanie nic nie ma – o przepraszam – na śniadanie jest ser. Ser panuje niepodzielnie w stoczniowych kioskach, można go kupić o każdej porze i w każdej ilości. Jeżeli ktoś ma szczęście, może czasami kupić kiełbasę zwyczajną z której cieknie jak z kranu, [żalatynowy] salceson, lub pasztet o konsystencji mielonego papieru toaletowego i gąbki. Kiedyś pamiętam „rzucili” do kiosków boczek i jakąś lepiej podwędzoną zwyczajną – długo nie mogłem znaleźć wyjaśnienia tego nienormalnego faktu. Sprawę wyjaśnił mi dopiero spiker dziennika telewizyjnego oznajmując wszem i wobec, że właśnie tego dnia przebywał wśród załóg Stoczni Gdańskiej E. Gierek i P. Jaroszewicz. Któryś z tzw. czynników uznał widocznie, że lepiej będzie jak stoczniowcy tego dnia sobie pojedzą – wiadomo, Polak jak głodny, to zły.
Zostawmy jednak politykę w spokoju i biegnijmy do któregoś ze stoczniowych barów, gdzie rozwalone drzwi wszystkich głodnych robotników w gościnę zapraszają. Barów jest na stoczni 5 – wyczuć je można w odległości kilkudziesięciu metrów po specyficznym zapachu niedomytych cynadrów i psującego się bigosu. 2 z nich to rozlatujące się obskórne budy drewniane wielkości czterech straganów, dwa bary – na wydziałach K2 , K5 są obiektami o stosunkowo dobrych warunkach sanitarnych, jeden z nich na wydz. K3 jest w budynku murowanym, ale nie ustępuje wyglądem wyżej wymienionym barom.
Po wejściu do któregokolwiek z nich, np: przy moście trzeba najpierw oswoić się z przykrym zapachem i ciemnością i stanąć w kolejce do kasy zerkając jednocześnie na spis potraw, które każdy zna na pamięć, gdyż nie zmienia się od kilkunastu lat. Pozwolę sobie przytoczyć go w całości:
1. mleko zimne
2. mleko gotowane
3. kawa z mlekiem
4. kakao
5. herbata
6. bułka
7. bułka z masłem
8. bułka z dżemem
9. bułka z serem
10. zupa mleczna z makaronem
11. makaron ze śmietaną
12. makaron z boczkiem
13. twarożek ze śmietaną
14. ryż ze śmietaną
15. kasza z boczkiem
16. kaszanka
17. jajecznica na maśle
18. jajecznica na boczku
19. jajecznica na smalcu
20. bigos
21. gulasz
22. ozory
23. fasolka po bretońsku
24. cynadry
25. kiełb. na gorąco
26. galaretka
27. wątróbka
28. flaki
29. sernik
30. naleśniki
Biblioteka_Cyfrowa_Osrodka_KARTA__Robotnik_Wybrzeza3_na_stroneWykaz niezbyt imponujący i jeżeli weźmie się pod uwagę, że najczęściej są tylko pozycje od 1 do 16, bigos, gulasz i kiełbasa na gorąco oraz fakt, że taki zestaw jest serwowany od kilkunastu lat, to odchodzi ochota do jedzenia. Ale to nie wszystko, dochodzi jeszcze coś w naszym kraju chyba [niesmacznego], mianowicie jakość potraw. Brak mi po prostu słów na jej określenie – mleko powinno w zasadzie nazywać się białą wodą, kawa z mlekiem nie ma nic absolutnie wspólnego ani z kawą ani z mlekiem, są to jakieś cuchnące pomyje, kaszanka rozpływa się po talerzu jak zupa i jest przeważnie tak słona, że trudno ją jeść. Bigos, gulasz i cynadry zyskały już sobie taką sławę, że jedzą je tylko najodważniejsi, najbardziej głodni i pozbawieni zmysłu powonienia. Przecież te potrawy dosłownie śmierdzą! Każdą z nich jadłem raz i za żadne pieniądze nie chcę drugi raz próbować. Jedynymi potrawami nadającymi się do jedzenia są bułki, kasza, ryż oraz jajecznica, która trafia się rzadko i trzeba na nią długo czekać w kolejce. Czasami można jeszcze zjeść, zatykając sobie nos wodniste falki i wątróbkę. Wszystkie te potrawy podają panie w zmiętych i brudnych fartuchach, które kiedyś podobno były białe.Obraz barów byłby niekompletny, gdybym pisząc o zaduchu, brudzie i tłoku nie wspomniał o nieodłącznych współgospodarzach, jakimi są popularne karaluchy. Chodzą sobie te owady i baraszkują zupełnie swobodnie. Odważniejsze bardziej doświadczone osobniki próbują skoków do potraw z sufitu. Młode mniej odważne za wszelką cenę usiłują dostać się do talerzy mimo energicznych i często tragicznie kończących się protestów konsumującego. Temu plugastwu służba sanitarna wytycza raz lub dwa razy do roku bezpardonową walkę, której efekty są raczej mizerne. Trup pada wprawdzie gęsto ale po kilku tygodniach wszystko wraca do normy – znów można zobaczyć na ścianach zwarte szeregi dziarsko poruszających wąsami owadów. Od czasu do czasu bary bywają malowane, ale nie jest to w stanie poprawić istniejącej sytuacji.Jest jeszcze na stoczni przy bramie nr 2 stołówka reprezentacyjna. Obiekt wspaniały ale zupełnie nieprzemyślany. Wielka sala świeci do godz. 13.00 pustkami gdyż śniadania się tam nie wydaje. Można tam tylko zjeść obiad, którego jakość, żeby się nie powtarzać, zostawmy lepiej w spokoju.
Nie wiem na co liczą panowie mianowani na robotniczych przedstawicieli – chyba na to, że zmęczony ciężką pracą i głodny stoczniowiec zapcha się byle ochłapem i da im spokój. Gdzie są pogrudniowe obietnice? A może działacze związkowi czekają, aż przyjdzie delegacja robotników i zaprosi ich do baru na gulasz?
Andrzej Bulc
Źródło ilustracji: Biblioteka Cyfrowa Ośrodka KARTA
 
Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności