Wciąż nie mogę uwierzyć, że te miejsca, które są już legendą – nie istnieją! A właściwie – istnieją i będą istnieć, dopóki będziemy o nich pamiętać.A wtedy, w czasach KOLONII ARTYSTÓW w zdewastowanej już Stoczni, zatętniło życie, a w pracowniach, które sami, za własne pieniądze, artyści wyremontowali – tworzyła się druga, już artystyczna legenda. Jestem dumna, że także w niej współuczestniczyłam i, posiadając zakładową przepustkę, przekraczając stoczniową bramę, w jakimś sensie, byłam pracownikiem Stoczni. Cały teatr był.
Pamiętam jak w Willi Dyrektora przygotowywaliśmy metalowe obręcze i kule do
BEZ KOŃCA… BEZ POCZĄTKU…. Owijaliśmy je szmatami, by później zapłonęły w naszym spektaklu na
ZASPIE. To wtedy Kamil Kryk wymyślił nazwę
„Teatr Lustra Strona Druga”, zaczynając naszą historię. Nie tylko tę teatralną – bo Agnieszka spotkała wtedy Kubę Pieleszka, który muzycznie towarzyszył nam w spektaklach i to tam zrodziła się ich miłość i małżeństwo. To tam także spotkaliśmy się z Agnieszką Błonkiewicz i
Zespołem Muzyki Dawnej ŹDŹBŁO– a ich śpiew towarzyszył nam jeszcze w
ŁAPACZACH SNÓW.
Marzenka Niecko – teraz już Gawrysiak (to też miłosna stoczniowa historia) – zaprojektowała dla nas do spektaklu JEDNOROŻCA, którego wykonał Grzesiu Cech – a spawać nauczyła go Marzenka, która przeszła kurs spawania u stoczniowców. W Willi Dyrektora, którą potem zrównano z ziemią, wisiały wykonane przez nią wielkie żyrandole, przed budynkiem, na placu, powstawały sceny do kolejnych spektakli i akcji. Tańczyli szczudlarze. Grali muzycy. Uliczka prowadząca do Kolonii Artystów przez moment stała się ogromną galerią, w której zawisły fotografie Adama Bogdana i podczas przygotowanego przez nas wernisażu – ożyły, przypominając sceny z FETY.
Na czarnej sali w siedzibie
ZNAKU – powstawał i był prezentowany
CZAJ STAREGO SAMOWARA, czyli impresja teatralno-plastyczno-muzyczna o zapachu cynamonu – kolejny spektakl, który ewoluował, by ostatecznej formy nabrać już w GAKu. To tam muzyk i aktor Janusz Lewiński przyniósł
ŚCIEŻKI ŚPIEWU Bruca Chatwina, i to tam zrodził się pomysł spektaklu
ZWANO GO CZASEM SNÓW, który zrealizowany został już nie w Stoczni.
Wspominam to, co wiąże się z Teatrem Lustra Strona Druga ale mieszają się tam różne historie, bo wszyscy artyści, którzy mieli w Stoczni pracownie – przyjaźnili się i pomagali sobie wzajemnie.
Ileż to osób! – w samym teatrze: wspomniana wcześniej Agnieszka Pożoga, Ala Mańkowska, Celinka Fit, Ania Urbańczyk, Ada Lisewska, Paula Bautenbach, Weronika Podlesińska, Edyta Czapla, Blanka Błuś, Kamil Kryk, Marcin Wasyluk, Artur Apacz, Paweł Oleksiński, Janusz Lewiński, a także, gościnnie: Ola Księżopolska, Monika Roguszczak, Damian Mach, Krystian Wyrzykowski.
A plastycy? Muzycy? Nie sposób wymienić wszystkich – Instytut WYSPA, KOLONIA ARTYSTÓW, TEATR ZNAK i Janusz Gawrysiak, który przyznawał własną nagrodę, tak zwaną WERSALKĘ (także ją otrzymałam) – to plejada barwnych osobowości, artystyczna legenda Stoczni.
Wraz z Mają Ratyńską mieszkał i tworzył tam także Konrad K’sadhu Zientara. W jego pracowni oglądałam całe księgi, całe historie zapisane literami-znakami, które mu się przyśniły. Po przygodzie w Stoczni pozostał mi podarowany przez niego wiersz – wyryty na glinianej tabliczce wymyślonym alfabetem i ściąga, bo aby odczytać tekst, musiałam go sobie odcyfrować:
WIATR NIE ZANIKA
WIEJE DALEJ
I TYLKO ZA SOBĄ
POZOSTAWIA MIEJSCA