PL RU EN

Stanisława Przybyszewska – wywiad z redaktorkami "Cyrografu na własnej skórze"

16. listopada 2015 r. nakładem wydawnictwa słowo/ obraz terytoria ukazało siedem niepublikowanych dotąd opowiadań Stanisławy Przybyszewskiej ,,Cyrograf na własnej skórze i inne opowiadania’’ pod redakcją Dagmary Binkowskiej. Opracowania tekstów dokonał zespół w składzie: Liliana Antonik, Dagmara Binkowska, Katarzyna Eremus, Anna Głuszek i Lucyna Markowska.

Rozmowę  z członkiniami zespołu redakcyjnego prowadziła Dominika Ikonnikow, członkini grupy społecznej Metropolitanka.

Fot. Dominika Ikonnikow
Fot. Dominika Ikonnikow

 

Dlaczego Przybyszewska?

AG.- Zaczęło się od Nędzników, których obie z Dagmarą przeczytałyśmy. Czytając jedną książkę, zwyczajowo czytamy inne, które stanowią jej tło historyczne. I tak sięgnęłyśmy do Rewolucji Francuskiej.

DB. – Ja się bardzo mocno interesuję literaturą XIX wieku, w szczególności literaturą francuską i uważam, że jest z nią ten sam problem co z literaturą polską tego okresu. Nie da się jej czytać bez znajomości pewnego kontekstu historycznego. Nie da się przeczytać polskiej powieści XIX- wiecznej, nie wiedząc czym były zabory, tak samo nie da się czytać powieści francuskiej, nie znając kontekstu Rewolucji. Nędznicy Hugo są moją ulubioną książką, którą udało mi się Anię zarazić, szczęśliwie, i tak jak Ania mówi, ta fascynacja stała się zachłannością. Studiowałyśmy koloryt epoki i naturalną koleją rzeczy dotarłyśmy do Rewolucji Francuskiej. A pierwszym skokiem w beletrystykę okazała się właśnie Przybyszewska, choć oczywiście nie była to pierwsza książka o Rewolucji wśród naszych zainteresowań.

AG.- Zresztą, co było też interesujące, czytałyśmy i udzielałyśmy się przez pewien czas w środowisku anglojęzycznych miłośników Nędzników i chyba połowa Amerykanek zazdrościła nam, że możemy czytać Przybyszewską w oryginale.

KE.- Moje zainteresowanie twórczością Przybyszewskiej wiązało się z zainteresowaniem literaturą kobiecą autorstwa zapomnianych dziś pisarek z drugiej połowy XIX wieku i początku XX. Jeszcze niedawno w społecznej świadomości Przybyszewska funkcjonowała głównie jako autorka dramatów   i listów, spokrewniona ze Stanisławem Przybyszewskim, chociaż stopień pokrewieństwa nie zawsze był rozpoznawalny. Uwzględniając tematykę moich wcześniejszych publikacji oraz doktoratu, w których starałam się przybliżyć zagadnienia pojawiające się w twórczości słabo znanych dziś autorki, w szczególności związanych z emancypacją, jak Natalia Krzyżanowska, Zofia Kowerska czy Emma Jeleńska, sięgnięcie po Przybyszewską wydaje się dosyć oczywiste, nawet jeśli jej twórczość przypadała na czasy dwudziestolecia, czyli późniejsze od tych, którymi zwykle się zajmowałam w swoich badaniach.

LA.- Zbyt mało mówi się o Przybyszewskiej, a przecież wśród twórców literatury polskiej, kobiety rzadko wypowiadają się na temat zagadnień historiozoficznych. Intelekt Przybyszewskiej jest godny podkreślania.

LM.- Stanisława Przybyszewska związana była z Gdańskiem, a zwłaszcza z dzielnicą Oliwą, która mi również jest bliska – początkowo miałam zatem ogromną nadzieję zobaczyć w jej opowiadaniach choć cienie miejsc, które sama widuję za oknem.  Z drugiej strony nie trudno zauważyć, że to pisarka raczej zapomniana. Była to zatem doskonała okazja, aby przypomnieć, że taka kobieta żyła, tworzyła   i miała przemyślenia, którymi być może warto się podzielić ze współczesnymi czytelniczkami.

Jak na tej fali powstał pomysł, by opublikować opowiadania Przybyszewskiej ?

DB.- Bardzo chciałyśmy poczytać Przybyszewską, dotarłyśmy do Ostatnich nocy ventôs’a, tej jedynej powieści Przybyszewskiej, którą wydał Stanisław Helsztyński w latach 50. No, mnie podobała się ogromnie, Ani również. Chciałyśmy więcej, okazało się, że więcej nie ma, a nawet, że  nie ma materiałów po Przybyszewskiej w Gdańsku. Pracuję w PAN Bibliotece Gdańskiej  i trochę mnie to zastanowiło. Pomyślałam, że skoro pracuję w takim miejscu, jest to świetny punkt wyjścia do poszukania śladów Przybyszewskiej.

AG. – W zasadzie wszystko, co było robione, było wspólnym działaniem, wzajemną inspiracją. My się z Dagmarą bardzo dobrze znamy prywatnie jeszcze z czasów studiów.

KE.- Dla mnie publikacja opowiadań była posunięciem oczywistym i koniecznym. Biorąc pod uwagę wartość literacką i kulturową już wydanych tekstów Przybyszewskiej, wydawało się naturalnym, że należy spróbować dotrzeć do utworów mniej znanych, opracować je i zaprezentować współczesnemu czytelnikowi. Tym bardziej, że wraz z upływem czasu rękopisy i maszynopisy zaczynały ulegać stopniowym uszkodzeniom, czego przykładem może być zniszczony dół ostatniej karty w rękopisie Cyrografu na własnej skórze.

LM.- W momencie, gdy byłam już częścią zespołu redakcyjnego, zapadła decyzja, że opowiadania warto opublikować. Nie przystąpiłam jednak do pracy z taką myślą. Dla mnie był to przede wszystkim interesujący eksperyment z bardziej osobistych powodów – jako doktorantka ze specjalizacją literaturoznawczą uznałam, że przyczynienie się do opublikowania opowiadań to po części mój naukowy obowiązek. Chciałam, aby opowiadania się ukazały, aby „ocalić” kawałek zapomnianej, polskiej twórczości – choć brzmi to zapewne trochę naiwnie.

Powstał pomysł poszukiwań rękopisów  Przybyszewskiej. I  co się działo?

DB.- Okazało się, że nie ma ich w Gdańsku, że są w Poznaniu, w poznańskiej filii archiwum PAN. I zainteresował mnie sam fakt, co robi Przybyszewska w Poznaniu.  Otóż jej papiery przejęła jej ciotka- Helena Barlińska i ona przekazała te materiały Helsztyńskiemu, a on archiwum PAN. Zresztą jest to wydzielona część spuścizny po Helsztyńskim. Porozmawiałam  z moim kierownikiem, Romanem Dzięgelewskim, panią dyrektor PAN Biblioteki Gdańskiej – Zofią Tylewską- Ostrowską i uzyskałam zgodę na rozpoczęcie prac nad Przybyszewską.  Pojechałam do Poznania, sfotografowałam materiały, które wstępnie wyselekcjonowałam do druku. Na użytek mój i zespołu, który wtedy tworzyłam. I jednocześnie rozpoczęły się przygotowania do zeskanowania i zmikrofilmowania tych materiałów dla Biblioteki Gdańskiej, która nie tylko udzieliła mi wsparcia w przedsięwzięciu, ale też, co ważne, wyłożyła na to fundusze.

AG. – Te materiały zostały przez nas obejrzane i zaczęłyśmy się zastanawiać, czy w ogóle coś da się z tym zrobić. I stwierdziłyśmy, że można pomyśleć o ich wydaniu.

KE.- Treść i forma opowiadań, które jako pierwsze przywiozła Dagmara z Poznania, jeszcze mocniej utwierdziły nas w przekonaniu, że warto zająć się przygotowaniem tych tekstów do publikacji.

Jak powstał zespół, który przygotowywał to wszystko?

AG. – Obie z Dagmarą należymy do Koła Naukowego ,,Epicus Furor’’ Uniwersytetu Gdańskiego i w ten sposób się wyłoniła część zespołu, która chciała z nami współpracować, dodatkowe trzy osoby.

DB.- Były to osoby, które miały już doświadczenie w rozmaitych poczynaniach wydawniczych , wiedziały co to deadline, wiedziały co to poprawki, co to opracowania krytyczne.

LM.- Niestety, nie uczestniczyłam w poszukiwaniach. Pracowałam już na dostarczonych i wyselekcjonowanych przez koleżanki materiałach, które były jednakże surowe i wymagały dostosowania do oczekiwań współczesnego odbiorcy. O pracy nad rękopisami dowiedziałam się w trakcie seminarium doktoranckiego i zgłosiłam zainteresowanie uczestniczeniem w projekcie. W późniejszym etapie prac – ze względu na doświadczenie redakcyjne – pomagałam jeszcze przy korekcie, ale nie była to wówczas finalna wersja tekstu i został on poddany jeszcze wielu zabiegom redakcyjnym.

KE.- Koło naukowe „Epicus Furor”, które założyłam parę lat wcześniej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego, skupia doktorantów i doktorów, którzy w swoich badaniach zajmują się literaturą pozytywizmu, Młodej Polski oraz dwudziestolecia międzywojennego. W ramach działalności opublikowaliśmy już kilka książek zbiorowych, więc posiadałyśmy pewne doświadczenie nie tylko w samym pisaniu tekstów, ale też w pracy edytorskiej i redakcyjnej.

A jak to się stało, że z tych poznańskich materiałów zostały wybrane opowiadania i akurat siedem?

 

KE.- Nie bez znaczenia przy wyborze tekstów była ich forma literacka i objętość. Większość powieści Przybyszewskiej jest dość obszerna i skupiona na wybranej tematyce, a tymczasem jednym z założeń wydania tekstów była przecież chęć zaprezentowania szerokiego spectrum zagadnień pojawiających się w jej twórczości. Opowiadania stanowią dosyć pełny przegląd problematyki, poruszanej i rozwijanej przez Przybyszewską w dłuższych formach literackich.

DB. – Musiałyśmy dokonać wyboru, biorąc pod uwagę, że polski czytelnik nie jest zaznajomiony z twórczością Przybyszewskiej i zdecydowałyśmy się zacząć od krótkiej formy. Troszeczkę wbrew Przybyszewskiej, która miała mieszany stosunek do opowiadań. Uważała to za formę piekielnie wymagającą, narzekała, że nie umie pisać opowiadań, że nigdy nie jest w stanie zawrzeć w short fiction tego, co ma do powiedzenia. Stąd przede wszystkim krótkie teksty, trochę przeciwko tekstom długim. Dodatkowo, przeglądając je w Poznaniu, wcieliłam się w rolę czytelniczki. Zastanawiałam się, w którym z tych tekstów coś mnie przyciąga, w którym jest coś, co do mnie przemawia. I do nich później powróciłam.

LM.- Przystępując do pracy, nie wiedziałam czego będą dotyczyć opowiadania, które otrzymałam do opracowania. Opowiadania wydawały się chyba wszystkim najciekawszą formą. Podejrzewam, że zadecydowały również względy praktyczne. Nie wszystkie teksty zostały ukończone lub zwyczajnie nie przedstawiły sobą wysokiej wartości i przypominały raczej szkice. Opowiadania wydawały się zatem najbardziej przystępne – gdyż prozę zawsze najprzyjemniej się czyta i przez to sięga po nią najwięcej odbiorców

Praca nad opowiadaniami, Poznań, podróże, czytanie, decyzja o wyborze tekstów i co dalej?

AG.- Dłubanina. Trzeba było pozostać bardzo uważnym, skoncentrowanym, ponieważ Przybyszewska używała specyficznej interpunkcji, omijała niektóre znaki, dodawała, tworzyła własne zasady ortograficzne. Zdarzały się też wtrącenia, warianty, terminy, które wymagały uściśleń. To była praca   z czymś żywym.

DB.- Zebranie zespołu, podzielenie tekstów sprawiedliwie i przepisywanie. Kasia Eremus poprosiła o rękopis i żmudnie go przepisywała, cały Cyrograf na własnej skórze. Ja z kolei przepisywałam Ricquiego, choć miałam wsparcie w postaci maszynopisu Helsztyńskiego. I tak wszystkie teksty zostały przepisane, nie używałyśmy żadnego skanera z transkrypcją.  To powodowało też zżycie się z tekstem.

KE.- Kolejnym etapem prac musiało być oczywiście przepisanie tekstów oraz przygotowanie ich do wydania. Cenną pomoc uzyskałyśmy od prof. dr. hab. Tadeusza Linknera, który wskazał właściwy sposób pracy z tekstami czerpiącymi wiele z młodopolskiej stylistyki. Nawiązując do słów Dagmary, nie nazwałabym jednak pracy nad rękopisem „żmudną”, gdyż to słowo budzi mimo wszystko pewne negatywne skojarzenia. Dla mnie praca z rękopisem – z tekstem zapisanym własnoręcznie przez Przybyszewską – stanowiła możliwość najbardziej bezpośredniego kontaktu z pisarką. Oczywiście odczytanie części słów nastręczało sporo trudności, tym bardziej, że Przybyszewska nieraz łączyła wyrazy w nieoczekiwany sposób. Z tego punktu widzenia praca z rękopisem stanowiła fascynujące i pochłaniające wyzwanie intelektualne.

A czy już pracując z tekstami, miałyście koncepcję, kto to wyda, wizję, pomysł wydawnictwa, do którego się zwrócicie?

AG.- Nie. To była dość skomplikowana sprawa. Odbyło się kilka spotkań, negocjacji, ale efektem było to, że publikacja może przeciągnąć się znacznie w czasie. Jedno z wydawnictw przygotowało dla nas fachową wycenę w zależności od rodzaju okładki i innych szczegółów. Zatem miałyśmy wstępny kosztorys.

DB.- Praca miała charakter oficjalny, bo miałam formalną zgodę dyrektor PAN Biblioteki Gdańskiej, a to oznaczało, że mamy punkt wyjścia, że możemy odwołać się do konkretnej instytucji. Pani dyrektor skontaktowała nas z prof. Stanisławem Rośkiem, dyrektorem wydawnictwa słowo/ obraz terytoria.

KE.- Jeszcze podczas pracy na opowiadaniami rozważałyśmy kilka możliwości publikacji, prowadzone były też rozmowy z różnymi wydawnictwami, także w zakresie sposobu wydania – wielkości nakładu, rodzaju okładki, zawarcia ilustracji i podobnych spraw technicznych. Pragmatycznym problemem, z którym musiałyśmy się zmierzyć, były oczywiście kwestie finansowe.

LM.- Wiem, że toczyły się na ten temat już wtedy luźne dyskusję, ale jak wspominałam dla mnie publikacja (tudzież jej czas i miejsce) nie miały takiego znaczenia. Praca nad maszynopisami i rękopisami była doskonałą przygodą i nawet gdyby książka nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, nie żałowałabym poświęconego wówczas czasu.

Czy któreś z opowiadań Przybyszewskiej stało się wam szczególnie bliskie?

KE.- Opracowywałam Cyrograf na własnej skórze i być może z tego powodu to opowiadanie darzę największym sentymentem. Pod względem tematyki jest ono równie zajmujące – opowiadanie polityczne, łączące motywy związane z rewolucją francuską ze współczesną Przybyszewskiej tematyką komunizmu i radykalizacją postaw politycznych oraz społecznych. Wyłania się z niego niepokojąca wizja świata wstrząsanego rewolucją i terrorem, wyzwalającym ciemne strony ludzkiej psychiki.

LM.- Zaraz po zapoznaniu się z materiałem zażartowałam, że przypadły mi wyjątkowo „ciężkie” tematy. Najbardziej w pamięci zapadły mi jednak dwa opowiadania – Pan EnPrzedtem i potem. Przybyszewska często jest przedstawiana przez badaczy jako silna i niezależna kobieta, ale o ile w Przedtem i potem możemy się zgodzić, że jej bohaterka w jakiś sposób broni swojego poukładanego, bezpiecznego życia, o tyle w Panie En da się wyczuć ogromną samotność, strach i rozpacz kobiety, która przelewała na papier swoje emocje. Myślę, że to najciekawszy tekst Przybyszewskiej właśnie dlatego, że jest tak światopoglądowo rozdarty i przez to najprawdziwszy. Wciąż dziwi mnie przy tym, powtarzane z takim uporem utarte stwierdzenie, że wolna, wyedukowana kobieta „musi być silna”. A dlaczego musi? Przecież jest człowiekiem! Każdy miewa momenty zwątpienia i słabości – i właśnie te chwile, w nieco wyidealizowanych obrazach artysty, są bardzo cenne, bo pokazują ludzką, czującą istotę.

AG.- Właściwie trudno mi powiedzieć, to jest trudne pytanie. Mam szczególny sentyment do Pentezylei, może dlatego, że opracowywałam to opowiadanie. Dodatkowo było dość zabawne, a wątek kobiety, która zakochuje się w bohaterze, bo wygląda jak Robespierre do momentu, w którym się nie odzywa…

DB.- No cóż, ja mam dosyć osobisty stosunek do Ricquiego, najdłuższego opowiadania w zbiorze. Może dlatego, że najwięcej przy tym opowiadaniu pracowałam, wymagało ono największej ilości aparatu krytycznego, najwięcej  rzeczy trzeba było przy tym opowiadaniu sprawdzić,  wszystkie postacie – ta niesamowita erudycja Przybyszewskiej! Musiałam wczuć się mocno w strukturę tego opowiadania. Poza tym zwyczajnie mi się podobało, tam jest rewelacyjna postać siostry głównego bohatera, chyba moja ulubiona postać u Przybyszewskiej. Są tam też migawki postaci Robespierre’a, które zapadają w pamięć.

LA.- Przybyszewska szczególnie zainteresowała mnie swoją wnikliwą obserwacją świata, jego wewnętrznie sprzecznej natury. W opowiadaniu Nie morderca jest winien pisarka pokazuje paradoks dobra. Czasami zdarza się, że zupełnie nieoczekiwanie otwieramy furtkę do zła, pomagając innym.  Autorka zauważa, że życie nie jest tak pięknie skonstruowane i wbrew potocznemu sądowi podarowane dobro niekoniecznie wraca, ale może sprowadzić również nieszczęście. Ta przykra konstatacja pokazuje silne zakorzenienie zła w świecie i jego przewrotność.

Jaki obraz Przybyszewskiej wyłonił się podczas pracy nad redakcją opowiadań?

DB.- Erudytka, niesamowita wiedza, może nie do końca uporządkowana, ale ogromna. Z kolei obraz rodziny i relacji rodzinnych w opowiadaniach Przybyszewskiej jest straszny. Przybyszewska była osobą bardzo bezkompromisową. Nie jestem pewna, czy mogłabym ją polubić…

LA.- Wyłonił się obraz kobiety filozofa wtopionej w nurt światopoglądu przełomu wieków, wrażliwej na ludzką krzywdę i zgubne namiętności. Pisarka zastanawia się między innymi nad demonicznością sztuki, która potrafi wydobyć ze chcącego znaleźć się w panteonie twórców artysty, złe instynkty i siły destrukcji. Przybyszewska rozmyśla także nad ekstatyczną siłą tłumu rewolucyjnego, jego pragnieniem widowiska pełnego krwi i ofiar, zdolnością łączenia w sobie sił Erosa i Tanatosa w ciągłej oscylacji między namiętnością do zmiany kierunku dziejów, a żądzą wymierzenia nie tyle sprawiedliwości, ale kary niekoniecznie słusznej. W ruchu rewolucyjnym chodzi raczej o upust krzywd i niepowodzeń. Autorka w jednym z opowiadań pokazuje również oficera, który aby walczyć, musi zrzucić z siebie maskę człowieczeństwa i tym samym wojna przyprawia go o rozpacz. W ten sposób ukazuje żołnierza pozbawionego wewnętrznej potrzeby czynienia zła, jego niezgodę na bycie poza człowieczeństwem, wewnętrzny konflikt między pełnioną służbą, powinnością a przekonaniem, że to, co musi czynić, jest niegodziwe i sprzeczne z jego kodeksem wartości. Ciekawą obserwacją jest również demitologizacja dzieciństwa jako świata niewinności. Przybyszewska wyraźnie podkreśla skłonność do okrucieństwa głęboko zakorzenioną w ludzkich sercach, która szczególnie jawnie objawia się w okresie dzieciństwa, a staje się kontrolowana w dorosłości.

KE.- Z pewnością była osobą niezwykle inteligentną, o dużej wiedzy i erudycji, chociaż zwraca uwagę fakt, że często przywoływała te same motywy i nawiązania – nie tylko dotyczące rewolucji francuskiej – w analogicznych sytuacjach w różnych opowiadaniach. Moją uwagę zwrócił jej perfekcjonizm w zakresie pisanych utworów. Świadczy o nim znaczna ilość skreśleń oraz poprawek, czasem dotyczących sporych fragmentów tekstu, czasem tylko pojedynczych wyrazów bądź znaków interpunkcyjnych.

LM.- Bardzo smutnej, bardzo niepewnej i w gruncie rzeczy straszliwie samotnej kobiety, której ani edukacja, ani używki, ani towarzystwo nie mogło pomóc uwolnić się od bólu i ogólnego rozczarowania kształtem zastanego świata. Myślę, że dlatego mogła tak pociągać ją idea rewolucji tudzież wielkiego przewrotu. Przybyszewska cierpiała i czekała na jakieś zmiany, ale sama chyba nie potrafiła do końca określić, za czym tak naprawdę tęskni, ani czego wypatruję. W jej duszy była pustka. Da się ją dostrzec w każdym z tekstów, jakby czaiła się zawsze gdzieś na granicy. Jeśli kogoś teksty Przybyszewskiej niepokoją – to myślę, że właśnie dlatego.

AG.- Złośliwa w stosunku do ojca, nie tak czołobitna, jaką była w młodości. Duża otwartość na kwestie erotyczne połączona z jej ascetycznym życiem osobistym. To nie była nieśmiała mimoza. To była osoba świadomie rezygnująca z pewnych rzeczy. Z zasady staram się nie oceniać autorów przez pryzmat interpretacji tekstów. Choć myślę, że to była osoba, która żyła w bardzo nie swoim czasie. Nie była szczęśliwa. Nie postrzegam jej natomiast jako figury skrajnie feministycznej.

Czy te opowiadania wpłynęły na wasze, redaktorek, odczucia? Wywołały nowe myśli, które spowodowały inne spojrzenie na świat wokół?

KE.- Teksty Przybyszewskiej, pełne erudycji i nawiązań do utworów literackich szeroko pojętej literatury światowej, zwróciły moją uwagę w kierunku przywoływanych przez pisarkę autorów i ich dorobku. Ponadto zainteresował mnie przedstawiany przez nią model kobiecości oraz świat spraw kobiecych okresu dwudziestolecia międzywojennego. W swoich badaniach literackich zajmowałam się głównie początkiem emancypacji na ziemiach polskich i jej rozwojem do I wojny światowej. Kobiety w opowiadaniach Przybyszewskiej w pewnym sensie są efektem działań wcześniejszych pokoleń emancypantek i feministek, zupełnie innymi od tych, które opisywała w swoich artykułach choćby Cecylia Walewska.

AG.- W sumie ciężko powiedzieć, bo tak na dobrą sprawę w pewnym momencie pracuje się z taką dużą ilością tekstu, że nie odbiera się każdego indywidualnie, osobiście. Na pewno ugruntowała mnie ta literatura jeszcze mocniej w szeroko pojętych czasach Rewolucji.

DB.- Może mam teraz poczucie, że nie jesteśmy same w walce ze światem? Może wywołały więcej sił, energii do pracy? Pomogły wyrwać  się ze schematów, porzucić narzuconą rolę? Dodały może poczucia wartości żmudnej, intelektualnej pracy ? Życie nie polega tylko na tłumie przyjaciół, gromadce  dzieci i partnerze. Życie spędzone na myśleniu, na pracy, na czymś niematerialnym jest dużą satysfakcją i ma twórczy sens.

LA.- Autorka pokazuje postaci będące w wewnętrznym konflikcie, które czują ból na skutek doznawanej ambiwalencji świata, jak i sprzeczności w nich samych. Ułatwia tym samym próbę zrozumienia często sprzecznych zachowań drugiego człowieka. Wizja świata Przybyszewskiej inspiruje do codziennego tropienia śladów dobra w świecie na przekór złu, które wpycha się nieproszone.

LM.- Opowiadanie Pan En było dla mnie przede wszystkim niesamowicie plastyczne. Poruszyło wyobraźnię. Druga osoba za oknem, świadomość innego życia, to migające światło papierosa wystarczyło, aby wywołać w jej bohaterce taką burzę emocji i „przywrócić ją do życia” – przez coś tak mało znaczącego i prozaicznego jak spotkanie (nawet nie bezpośrednie) z nieznajomym sąsiadem. Gdy widzę światło w mieszkaniach po drugiej stronie ulicy, mimowolnie zawsze przypomina mi się ta scena. Na szczęście nie potrzebuję jeszcze pomocy obcych, aby przypomnieć sobie, jak piękna potrafi być wiosna, ale myślę, że każdy człowiek potrafi zrozumieć, jak przerażająca bywa samotność.

Wobec tego, ile jeszcze materiału zostało? Czy możliwa będzie kolejna publikacja?

DB. – Zostało jeszcze solidne 2/3 teczki – rzeczy nigdy wcześniej niepublikowane. Kilka opowiadań, trochę dłuższych utworów, również powieści i trochę materiałów, jak szkice, notatki, różne wersje utworów, ale to już bardziej zakres dla specjalistów.

KE.- Materiałów rzeczywiście pozostało sporo, zarówno skończonych utworów, jak i notatek, fragmentów, konspektów. Z pewnością warto rozważyć możliwość ich wydania, wprowadzając do obiegu wydawniczego pozostałe utwory, stanowiące poszerzenie i uzupełnienie zagadnień zawartych w dramatach i opowiadaniach. Dla badaczy interesujące będą fragmenty oraz notatki odsłaniające część procesu twórczego i warsztatu pisarskiego Przybyszewskiej.

AG. – Najpierw kierowała nami potrzeba wskrzeszenia Przybyszewskiej, która była przez bardzo długi czas zapomniana. A teraz, w tym roku jest już o niej głośniej. Owszem, od czasu do czasu pojawiała się jakaś publikacja na jej temat, ale nie było tego tak dużo. Zresztą o czymś świadczy fakt, że przestała być patronką domu kultury na gdańskiej Morenie, bo podobno była za mało rozpoznawalna. Dlatego dobrze, że ukazały się te opowiadania, bo co nieopublikowane, to nie istnieje.

Jakimi słowami można podsumować ten ogrom waszej pracy, którego efektem jest książka ,,Cyrograf na własnej skórze i inne opowiadania’’?

DB.- Satysfakcja i poczucie spełnienia.

AG.- Zdumienie i satysfakcja.

LA.- Przedsięwzięcie to umożliwi przedstawienie czytelnikom niepublikowanych dotąd tekstów Przybyszewskiej, a badaczom łatwy dostęp do opowiadań, które stanowią doskonałe tło całej twórczości autorki.

KE.- Dobrze wykonana praca.

LM.- Dla mnie praca nad opowiadaniami Przybyszewskiej przypominała trochę czytanie cudzego pamiętnika. Niestety, to jak poznawanie faktów – już po zbrodni. Wyłania się z nich bowiem obraz bardzo smutnej, cierpiącej kobiety, do której nikt z ówczesnych nie chciał wyciągnąć tak naprawdę pomocnej ręki. Cieszę się jednak, że mogłam poznać właśnie te jej skrywane myśli i bolesne emocje. Opowiadania dają bowiem bardzo dużo do myślenia, zwłaszcza, że nasz świat wcale nie różni się wiele od czasów, w których żyła pisarka. Kobietom wciąż dyktuje się, narzuca i wmawia, jak powinny myśleć, zachowywać się, jak dobrze wypełniać rolę matki, żony, córki, kochanki, pracownicy… Bohaterki Przybyszewskiej raz się na te ograniczenia godzą, a raz odrzucają – za wszelką cenę walcząc o swoją wolność do ostatniej kropli krwi i może właśnie dlatego cieszę się, że ich historie ujrzały wreszcie światło dzienne i są dostępne dla szerszego grona odbiorców.

———————————————————————————————————————-

Liliana Antonik  –  doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, absolwentka podyplomowego studium  zakresu bibliotekoznastwa i informacji naukowej.

Zainteresowania:  szczególnie interesuje się problemem kryzysu kultury i relacjami między jednostką a zbiorowością w literaturze współczesnej i czasu modernizmu.

Dagmara Binkowska – doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, pracownik Polskiej Akademii Nauk Biblioteki Gdańskiej, kustosz w Dziale Druków XIX i I poł. XX w.

Zainteresowania: mitoznawstwo, symbolologia, historia i kultura XIX w.

Dagmara Binkowska, fot. Dominika Ikonnikow.
Dagmara Binkowska, fot. Dominika Ikonnikow.

Katarzyna Eremus – filolożka, doktor nauk humanistycznych w zakresie literatury o specjalnośći historia literatury polskiej.

Zainteresowania: literatura XIX w. i początku XX w.

Katarzyna Eremus, fot. Dominika Ikonnikow.
Katarzyna Eremus, fot. Dominika Ikonnikow.

Anna Głuszek – doktorantka na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik Biblioteki pod Żółwiem, filii Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku.

Zainteresowania: literatura i kultura XIX w., krytyka feministyczna.

Anna Głuszek, fot. archiwum prywatne.
Anna Głuszek, fot. archiwum prywatne.

Lucyna Markowska – filolożka, redaktorka-copywriter. Autorka recenzji, opowiadań i artykułów poświęconych fantastyce.

Zainteresowania: polska i angielska literatura fantasy oraz mitologia celtycka i słowiańska. W wolnych chwilach uczy się języka japońskiego i czyta o kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni.

Lucyna Markowska, fot. Dominika Ikonnikow.
Lucyna Markowska, fot. Dominika Ikonnikow.
Projekt Metropolitanka
Metropolitanka to projekt herstoryczny (z ang. “her story” – „jej historia”, w przeciwieństwie do “his story” – „jego historia”), który opowiada o roli kobiet w historii, często pomijanej w akademickich, szkolnych oraz codziennych rozmowach. Herstory, czyli historie opowiadane z perspektywy kobiet, mają pełniej odmalować dzieje Pomorza.

Organizator

Projekt Metropolitanka Miasto Gdańsk

© 2023 Metropolitanka
All Rights Reserved. | Deklaracja dostępności